wtorek, 1 września 2015

Do you ever wonder if we make moments in our lives, or if the moments in our lives make us?

Kolejny nowy początek... I tu datę też wybrałam nieprzypadkową. Skoro koniec sierpnia stał się zakończeniem dla mojej kariery na Interii, to początek września, z tego samego powodu, będzie początkiem mojej obecności tutaj. Teraz, kiedy wystrój wnętrza w miarę ogarnęłam (z braku pomysłów, pozostałam przy motywie przewodnim ze starego miejsca, z kilkoma modyfikacjami i ulepszeniami, bo możliwości tu przecież większe, ale nie wiem jeszcze, czy mi się podoba), siedzę i zastanawiam się, co mądrego napisać. Bo przecież by wypadało, żeby pierwsza notka w nowym miejscu miała jakiś głębszy sens. Chociaż ta jedna, bo wszyscy wiemy, że reszta to już niekoniecznie się w to wpasowuje. I tak sobie myślę o całych tych przenosinach... Niby nic, pisałam tam, będę pisała tutaj, ale... Jak już wspominałam tam... Cała, ogromna część mojego spisanego życia nagle przepadnie. Dla Kalei to zaczynanie od zera. A przecież jest ona częścią mojej tożsamości. Sama nie wiem, czemu wydaje mi się, jakbym coś traciła... Wracam jednak pamięcią do początków... Do dziewczyny, która nieśmiało wklikiwała pierwsze litery w cyberprzestrzeń. Kim była? Co się z nią stało? Czy zmieniła się w ogóle? Powoli zapominam już kim była... Bo życie przyniosło wiele zmian, do których musiała się dostosować. Tęsknię za nią czasem... Za jej nieświadomością... Niewinnością... Naiwnością... Świat w jej oczach był o wiele lepszy, prostszy... O wiele mniej szarości w nim było, mniej kompromisów. Mniej bólu... Jednak dziewczyna, którą jestem teraz, jest o wiele silniejsza, pewniejsza siebie, odważniejsza... Trochę mniej uzależniona od innych, od tego, co myślą, co robią... Czy są w ogóle... I zastanawiając się nad tym, co miało największy wpływ na te zmiany, muszę powiedzieć, że to wszystko właściwie przez jedną osobę... Może dwie... Oczywiście mam tu na myśli powód, dla którego zaczęłam pisać... Człowieka, który zranił mnie bardziej, niż ktokolwiek inny... Ale też dał mi wiele powodów do wdzięczności. Autostradowy, bo o nim mowa, był takim moim kamieniem milowym. Odegrał ogromną rolę w moim życiu i nie sądzę, bym kiedykolwiek zdołała o nim zapomnieć. I tak analizując pytanie z tytułu tej notki, dochodzę do wniosku, że... I jedno, i drugie. To my mamy wpływ na chwile naszego życia, to my je tworzymy... Ale jest i tak, że to te chwile, zdarzając się, wpływają na nas. Bo przecież nie nad wszystkim mamy władzę, nie nad wszystkim mamy kontrolę... I wtedy pozostaje nam się jedynie dostosować. Tak, jak ja dostosowuję się teraz... Do nowego miejsca... W nowej blogowej rzeczywistości... A prawda jest taka, że dopóki Wy będziecie czytać, to nie ma w sumie znaczenia, gdzie będę pisać. Zatem... Witajcie w moim nowym domku.